Trafiła nas niepokojąca informacja, iż na koniec bieżącego roku zadłużenie miasta Krakowa może osiągnąć astronomiczny poziom 6 mld zł. Pandemia COVID-19 mocno dała się we znaki wszystkim miastom, ale Kraków wydaje się być w szczególnie trudnej sytuacji. Oznacza to, że zasoby miejskiej kasy są niewystarczające, nie tylko do realizacji inwestycji, ale również do podstawowych potrzeb takich jak obsługa komunikacji publicznej czy wypłata pensji nauczycielom. Dominik Jaśkowiec, który przez wiele lat przewodniczył Radzie Miasta Krakowa, powiedział Interii, że Kraków osiągnął punkt, w którym dalsze zadłużanie jest niemożliwe ze względu na brak środków na elementarne wydatki.
W odpowiedzi na tę sytuację, Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski przygotował propozycję zaciągnięcia pożyczki o wartości 220 mln złotych. Bank początkowo wydał zgodę na to działanie, a akceptację wyrazili również miejscy radni. Po analizie dokumentów finansowych Krakowa z ostatnich miesięcy przez Interię, wynika jednak jasno, że miasto znalazło się na granicy finansowego upadku.
Na początku 2020 roku, zadłużenie Krakowa wynosiło „jedynie” 3 mld złotych. Informacje o drastycznym pogorszeniu miejskich finansów krążyły po urzędowych kuluarach od dawna, a niepokojące sygnały były zauważane już kilka lat temu. Na przykład, pod koniec 2019 roku, brakowało aż 89 mln złotych na wypłatę pensji dla nauczycieli. Później, w ostatnich miesiącach 2020 roku, miasto miało problem z pokryciem kosztów funkcjonowania komunikacji publicznej. W tym roku sytuacja wydaje się być równie ciężka.
Zgodnie z przewidywaniami, skumulowane zadłużenie Krakowa ma wynieść około 6 mld złotych na koniec 2023 roku. To oznacza, że każdy mieszkaniec miasta (według danych GUS, Kraków liczy 802 583 mieszkańców) stanowiłby część długu na poziomie 7475 złotych. Jest to jednak scenariusz optymistyczny. Miejscowe firmy również borykają się z długami, a prawo pozwala na to, aby ich dług nie był wliczany do całkowitego zadłużenia miasta.